00, 01...

informacje    linki



19 września
Bardzo chciałam opublikować rozdział przed końcem września, ale chyba nic z tego, bo zaraz wyjeżdżam, a nadal nie jestem do końca zadowolona z kilku fragmentów. Ale będę nad tym myśleć intensywnie na wakacjach i na początku października powinien się pojawić.

czwartek, 21 sierpnia 2014

prolog


Cecilia podniosła się niechętnie, odgarniając z twarzy falę jasnych włosów sięgających do łopatek. Łóżko zaskrzypiało złowieszczo, kiedy zgarniała puchową kołdrę, żeby przykryć dokładnie całe ciało.
— Wstawaj, słoneczko! — krzyczał w najlepsze Joseph, łapiąc dziarsko za grube, ciężkie kotary zasłaniające szczelnie okna. Spróbował poruszyć jedną i natychmiast zaniósł się kaszlem, krztusząc się ogromną ilością kurzu opadłą z zasłon, których widocznie nikt od bardzo dawna nie dotykał. Gruba warstwa szarego pył sprawiła, że jego loki w kolorze popielatego blondu wyglądały jak wykute w gipsie.
— Czemu to robisz? — wychrypiała Cecilia, kurczowo przyciskając kołdrę do piersi. Nie sypiała co prawda nago, ale wolała, żeby John — najlepszy przyjaciel jej brata, który stał właśnie w progu i wyglądał na wyraźnie rozbawionego, co denerwowało Celię jeszcze bardziej niż pobudka o świcie — nie oglądał jej w samej bieliźnie. — Czego chcesz, Joseph?
— Nie ja, a ojciec. Chce cię widzieć, młoda. Niepokoi się o ciebie.
— I koniecznie musiałeś mi to powiedzieć o szóstej? Naprawdę nie masz lepszych rzeczy do roboty?
Ziewnęła szeroko, nie kłopocząc się zasłanianiem ust. Łóżko było tak cudownie ciepłe i miękkie, tak dobrze jej się spało, zupełnie nie rozumiała, dlaczego Joseph musiał się z nią widzieć o tak wczesnej porze. Musiała zacząć nakładać jakieś zabezpieczenia na mieszkanie, żeby jej natrętny starszy brat nie mógł się tu aportować, kiedy tylko mu się podobało. Całe szczęście, że sam ojciec nigdy nie wpadał na takie pomysły.
— Przecież pracuję, powinienem być w biurze za piętnaście minut. Nie wszyscy spędzają całe dnie, siedząc na tyłku.
John, który zdążył w międzyczasie posadzić swoje arystokratyczne pośladki na chyboczącym się stołku kuchennym, zaśmiał się cicho, ściągając na siebie uwagę rodzeństwa Pickeringów. Joseph zerknął w jego kierunku z rozbawieniem błyszczącym w jasnych, błękitnych oczach, nadal strzepując z eleganckiej szaty kurz, a Cecilia przekrzywiła głowę, wgapiając się w niego jak szczególnie niezadowolona sowa. Intensywność jej spojrzenia zaczynała właśnie niepokoić Johna, kiedy dziewczyna skupiła się znów na swoim bracie.
— I naprawdę nie mogłeś przyjść po pracy? Serio, Joe? I po co przyciągnąłeś go tu ze sobą? — warknęła, wskazując ruchem głowy na Johna, nonszalancko przeczesującego ciemne, przydługie włosy dłonią. — To moje mieszkanie, do cholery, wypad.
Nie podnosiła głosu, brzmiała raczej na potwornie zmęczoną, może nieco zirytowaną, że nie pozwalali jej spać.
— To mieszkanie, za które płaci ojciec, mała, a ty nie potrafisz nawet utrzymać w nim porządku. — Joseph machnął bladą ręką, wskazując na ogólny stan kawalerki, której niewielkie rozmiary sprawiały, że bałagan wydawał się jeszcze większy. — Zbierz tyłek w troki i zacznij coś robić, cokolwiek. Przecież to jest chore, tak spędzać całe dnie w łóżku!
— Wypad, Joseph, nie będę z tobą rozmawiać! Masz pracę, to do pracy, cholera! Co to w ogóle ma być za inwazja na prywatność?! — Celia szybko się irytowała i równie szybko jej przechodziło. Po wykrzyczeniu trzech zdań westchnęła ciężko i zmieniła temat. — Mówił coś konkretnego? Kazał ci tu wpaść rano, bo mam się stawić jeszcze dziś, czy co?
— Trafiłaś w dziesiątkę. Masz jakieś czyste szaty, pamiętasz jakiekolwiek zaklęcia, które byłyby cię w stanie przywrócić do stanu używalności?
— Jakiego znowu stanu używalności?! Jestem w świetnej formie, ciemna maso! I na pewno pamiętam więcej zaklęć niż ty, używasz w ogóle różdżki, liżąc całymi dniami tyłek szefa w biurze?! — Urwała nagle, pokręciła głową i skierowała na brata zrezygnowane spojrzenie błękitnych oczu. — Myślisz, że jest bardzo źle? Odwróć się, Johnny, wstaję, nie chcę, żebyś oślepł od mojej wspaniałości, czy coś. — Łóżko zaskrzypiało przeciągle, kiedy z niego wstała. — Cholera, nie pamiętam, gdzie wsadziłam różdżkę… A co, jak mnie wydziedziczy albo coś? Odwiedzałbyś mnie w przytułku dla bezdomnych, Joe? Mam nadzieję, że nie chce, żebym sama zaczęła płacić za tę norę, powinien na własne oczy zobaczyć, w jakich warunkach przez niego żyję! — Zamarła. — A co, jeżeli rzeczywiście będzie chciał? Joe, musisz mi pomóc posprzątać!
Przez cały czas biegała gorączkowo po mieszkanku, szukając różdżki, a kiedy w końcu znalazła ją pod łóżkiem, na co Joseph prychnął z niedowierzaniem, przywołała jedną z lepszych szat, jakie miała. Spróbowała ją doprowadzić do ładu kilkoma szybkimi zaklęciami, a kiedy dostrzegła, że nic z tego nie wychodzi, wcisnęła się w nią, postękując cicho.
— Nie będzie chciał. — Joseph uspokoił siostrę, machając niedbale różdżką, dzięki czemu jej dopasowana, granatowa szata nagle przestała być pognieciona, a jasne włosy ułożyły się w porządny kok. — Nigdy przecież nie chce, wie dobrze, na co mógłby się natknąć, leniu śmierdzący. Bądź punktualnie na śniadanie, okej?
Cecilia pokiwała grzecznie głową, obracając nerwowo różdżkę w palcach. Ciemny kolor ostrokrzewu odcinał się wyraźnie od bladości jej smukłych dłoni, które drżały delikatnie.
— To pa, słoneczko, uważaj na siebie, bądź grzeczna, nie pyskuj za bardzo tatusiowi, to może nie będzie bardzo groźny. Daj znać wieczorem, co wyszło, dobra?
Znów pokiwała głową. Joe podszedł do niej sprężystym krokiem i z namaszczeniem pocałował w czoło, po czym kiwnął głową przyjacielowi i obaj deportowali się, zostawiając Celię sam na sam z ogromnym bałaganem i potworną bezradnością. Wpatrywała się przez chwilę beznamiętnie w podłogę, starając się przewidzieć, w jakim nastroju będzie ojciec, w końcu jednak otrząsnęła się i niemrawo zabrała za sprzątanie.

*

Posiadłość rodowa Pickeringów mieściła się w hrabstwie Wiltshire, tak blisko Avebury, że przez okno bez problemu dało się zobaczyć kamienie otaczające wioskę. Kiedy Celia była mała, uwielbiała przyglądać się głazom i z równym zaciekawieniem obserwowała mugoli, dla których stanowiły one widocznie niemałą atrakcję, bo często przyjeżdżali grupkami, żeby spacerować po okolicy i na wszystko błyskać dziwnie małymi aparatami fotograficznymi.
Aportowała się w lasku nieopodal, woląc uniknąć natychmiastowego wpadnięcia na rodziców, choć nie sądziła, by matka zauważyła ją, nawet gdyby wylądowała na jej perfekcyjnie ufryzowanej głowie. Trzy minuty, które zajęło jej dotarcie do dworku, spędziła na próbach przypomnienia sobie formułki zaklęcia zszywającego, bo dosyć niefortunnie zahaczyła o konar. Trzeba było robić zakupy z matką, ona rzeczywiście wiedziała najlepiej, na jakim materiale zaklęcia ochronne trzymały się najlepiej.
Wejście na teren posiadłości przypłaciła jeszcze szybszym biciem serca i złapała się na tym, że nerwowo próbowała wymyślić wiarygodne wymówki na ciągły brak posady. Ale całkowicie do przytomności przywróciła ją dopiero kołatka w kształcie smukłej głowy charta, która zaszczekała na nią radośnie, wypuszczając z pyska obręcz, którą stukało się do drzwi. Cecilia szybko ją podniosła i umieściła na miejscu, tłumiąc tym samym skomlenie psa. W dzieciństwie nazywała go Albert i chętnie rzucała mu kółko, ale musiała przestać po tym, jak grupka mugoli niemal zabłyskała ją na śmierć zza ogrodzenia, krzycząc przy tym entuzjastycznie. Rodzice dostali potem list z ministerstwa i złościli się przez kilka dni, nie dając jej deseru.
Zanim zdążyła na dobre pogrążyć się w rozmyślaniach, drzwi otworzyły się bezszelestnie, a zza nich spojrzał na nią chudy skrzat domowy, którego rodzice sprawili sobie po tym, jak się wyprowadziła, bo stary dobry Skurcz nie był już zdolny do pracy. Nowy skrzat zawsze przyglądał jej się dziwnie, jakby wyniośle, i wykonywał jej polecenia z lekkim opóźnieniem.
— Cześć, yyy… Śniadanie jedzą? — mruknęła niezręcznie, nie mogąc sobie przypomnieć imienia skrzata.
— Tak, panienko, państwo jedzą właśnie śniadanie na tarasie. Proszę za mną, panienko.
Cecilia posłusznie podążyła za stworzeniem i tylko trochę podskoczyła, kiedy drzwi niespodziewanie zamknęły się za nimi z trzaskiem. Mogłaby przysiąc, że nowy skrzat chichotał cicho pod długim, zakrzywionym nosem.
— Celia, kochanie!
Ciotka Mary wyrosła za Cecilią jak spod ziemi i pochwyciła ją gwałtownie w umięśnione ramiona. Wgniotła bratanicę w twardą i niemal całkowicie płaską klatkę piersiową, po czym ucałowała ją serdecznie w oba policzki, krzycząc radośnie:
— No nie widziałyśmy się chyba ze sto lat! Aleś wyrosła, a jaka podobna do mamy się zrobiłaś! I bardzo dobrze, Timothy nigdy nie należał do urodziwych! Ha, ha, ha! Latasz już trochę lepiej? Wdałaś się trochę w brata? Pamiętam jak śmigał w Hogwarcie, mało robią takich pałkarzy, ale Josephowi nigdy nie brakowało jaj, ha, ha, ha!
Cecilia próbowała przyłączyć się do śmiechu ciotki, ale ciężko było jej wyczuć momenty, w których powinna wydawać piskliwy chichot, który satysfakcjonowałby krewną. Ona sama śmiała się głośno i jowialnie, nie przejmując się rodowymi portretami syczącymi i spoglądającymi na nią z dezaprobatą. Może coś w tym było, może Celia też powinna przestać przejmować się opinią rodziny, może lepiej by na tym wyszła...
Ciotka Mary otoczyła Cecilię ramieniem i zaprowadziła ją do jadalni, cały czas mówiąc równie głośno i wybuchając raz po raz szczekliwym śmiechem. Mary była młodszą siostrą ojca Cecilii, która jeszcze za czasów Hogwartu naraziła się całej familii tym, że nie trafiła do Ravenclawu. To był zresztą pierwszy taki przypadek od naprawdę dawna, babcia opowiadała o tym z pasją, aż do czasu, kiedy Celia została przydzielona do Gryffindoru. Wtedy otwarte dyskusje na ten temat się urwały, za to na obie kobiety zaczęto spoglądać nieprzychylnie.
Celia długo widziała w ciotce Mary jedynego sprzymierzeńca, ale była Puchonka nie miała czasu na niańczenie przerażonej bratanicy. Zwłaszcza że ta nie podzielała jedynej prawdziwej miłości Mary — miłości do quidditcha. Dziewczyna długo próbowała to zmienić, wierząc, że jak pójdzie w ślady ciotki, to ta nareszcie weźmie ją pod swoje skrzydła, niestety na drodze stanął jej paraliżujący lęk wysokości, przez który nadal nie była w stanie wejść na miotłę.
— Timothy, twoja córka pięknie wyrosła! — wykrzyknęła ciotka, w kilku długich krokach pokonując odległość dzielącą ją od brata. Była od niego o pół głowy wyższa i sporo szczuplejsza, poza tym wyglądali bardzo podobnie. Mieli te same szlachetne, proste nosy, wydatne podbródki z dołkiem, szerokie szczęki, głęboko osadzone oczy i skręcone włosy, które jednak różniły się kolorem — ojciec Celii był świńskim blondynem, a loki ciotki były, nie wiadomo po kim, miedzianorude i lśniące.
Timothy Pickering zmierzył córkę surowym spojrzeniem.
— Dziękuję, Mary. Gdybyś zechciała zostawić mnie na chwilę samego z Cecilią… Dołączymy do ciebie i Rebeki na tarasie za chwilę.
Gdy tylko ciotka opuściła pokój, jej brat rozsiadł się w głębokim fotelu obitym granatowym aksamitem.
— Skarbie — zaczął, składając dłonie na podołku. — Rozmawiałem z Josephem i twoją matką i obawiamy się wszyscy, że dzieje się z tobą coś złego.
Ojciec Celii zwykł robić długie pauzy, by podkreślić wagę swoich słów, co w rzeczywistości rzadko działało na domowników, częściej ich po prostu irytując. Cecilia skupiała się na tym, by twardo patrzeć mu w oczy, a jednocześnie dyskretnie zasłoniła dłonią rozdarcie szaty.
— To nie jest normalne, żeby zdrowa, inteligentna dziewczyna w twoim wieku tkwiła w martwym punkcie. Nie masz pracy, nie masz mężczyzny, który mógłby cię wspierać. — Przez twarz Cecilii przebiegł szpetny grymas, szybko jednak się opanowała, a ojciec kontynuował: — Spójrz na swojego brata. Joseph świetnie sobie radzi, ma pracę, świetne perspektywy na przyszłość, właśnie zaręczył się z Susanną…
— Zaręczył się?! — Gdyby Celia siedziała, poderwałaby się na równe nogi. Jakim cudem nic jej nie wspomniał na ten temat? Przecież rozmawiali przed kilkoma godzinami, miał doskonałą okazję, a przecież zawsze wszystkim się ze sobą dzielili!
— No, może jeszcze nie do końca, ale mama mówiła, że prosił ją o jej pierścionek…
— O mój pierścionek?!
Ojciec westchnął, pocierając skroń. Zaczynał tracić włosy, zakola zdecydowanie mu się powiększyły.
— Skarbie, to nie jest twój pierścionek…
— To jest mój pierścionek, ojcze — odparła Celia, z godnością zakładając ręce na piersi. Odsłoniła tym samym dziurę w szacie, która nie umknęła uwadze jej ojca.
— Spójrz tylko na siebie, Cecilio… — Znów westchnął, jakby coś szczególnie mu ciążyło. — Posłuchaj, rozmawiałem z mamą i doszliśmy do wniosku, że nie będziemy cię dłużej wspierać finansowo.
— Co?! — Celia natychmiast rozplotła ręce i przyłożyła lewą dłoń do serca w afektowanym geście w stylu matki. — Proszę, tatusiu, nie możesz tego zrobić, nie teraz. Wiesz, jak ciężko jest o pracę, a co z mieszkaniem, jak zapłacę za czynsz? Chyba nie chcesz, żebym wróciła do domu…?
— Nie, skarbie — przerwał jej stanowczo. — Nie ma mowy o wracaniu do domu. A jeżeli chcesz zatrzymać to mieszkanie, to będziesz musiała na nie zapracować.
— Tatusiu, tatusiu, proszę! — Twarz Celii wykrzywiła się płaczliwie. Dziewczyna spróbowała przybrać najsłodszą, najbardziej niewinną minę, jaką miała w zanadrzu, ale z nerwów mięśnie mimiczne odmawiały jej posłuszeństwa. — Nie poradzę sobie bez twojej pomocy, jesteś taki mądry, przecież wiesz, że nie dam rady sama.
— Przykro mi, decyzja została podjęta. Nie robiłbym tego, gdybym nie był pewny, że wyjdzie ci to tylko na dobre…
Przerwał mu cichy odgłos deportacji. Timothy Pickering spojrzał z troską w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała jego córka i pokręcił głową ze zrezygnowaniem.

52 komentarze:

  1. Trafiłam na bloga zupełnie przypadkiem, aczkolwiek bardzo przypadł mi do gustu. Szablon, mimo swojej prostoty, jest taki przejrzysty oraz... elegancki? Na pewno, przynajmniej w moim przypadku, zachęca do dalszej lektury. Dość uboga liczba zakładek wpasowuje się w wygląd bloga, choć może czegoś tutaj brakuje...
    Tematyka również trafia w moje gusta - ostatnimi czasu odnowiła się moja fascynacja Harry'm Potter'em. Prolog wyszedł Ci bardzo rozbudowany i mimo że opisuje mniej więcej to, co można znaleźć w zakładce "informacje", jest ciekawy. Główna bohaterka na razie wydaje się być dość infantylna, a nawet niechlujna, co może się wydawać dziwne, kiedy popatrzymy na jej rodzinę.
    Masz fenomenalny styl! Przebrnęłam przez tekst i pod koniec moja reakcja była mniej więcej taka: "To już"? Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały.

    Pozdrawiam cieplutko.
    onomatopeja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! Trochę się o ten mój minimalizm bałam, patrząc na pełne przepychu szablony, które od początku blogspota są modne, więc z ulgą notuję pozytywną opinię na ten temat.
      A co jeszcze chciałabyś zobaczyć w zakładkach?
      Też tak mam. Od przeszło dwóch lat nie udało mi się napisać nic sensownego, co dałoby się przeczytać bez uciekania z krzykiem, ale jakoś w tym roku dostałam kopa i spłodziłam aż dwa sensowne (acz niespecjalnie wyszukane, nie oszukujmy się) koncepty na opowiadania. Nie wiem skąd mi potteromania wróciła, ale jest, a wraz z nią przyszło i natchnienie, więc cieszę się i czerpię z tego pełnymi garściami, póki jeszcze mogę. ;)
      Jest absolutnie niesamodzielna i potwornie leniwa, prawdziwe utrapienie dla rodziny, która nareszcie postanowiła coś z tym zrobić, zanim głupia Cece zniszczy sobie całe życie.
      O, bardzo dziękuję, szalenie miło mi to słyszeć!

      Pozdrawiam serdecznie bardzo!
      Naele

      Usuń
    2. Nie wiem. Wydaje mi się, że czegoś brakuje, ale jak się tak zastanowię, to jest tam wszystko, czego nam, stalkerom, do szczęścia potrzeba. To chyba jest zakodowane w mojej głowie, że blog bez zakładki o autorze i innych takich popierdołek nie może egzystować, ale jak widać, to nieprawda.

      Usuń
  2. Jedyne co mi mi utrudniało to Joseph i John, imiona okropnie wbrew pozorom podobne do siebie - mylili mi się strasznie ci dwaj panowie, aż zgrzytałam zębami, kiedy znowu nie wiedziałam, który to który...
    "było zobaczyć kamienie otaczające wioskę. Kiedy Celia była mała, uwielbiała przyglądać się głazom i z równym zaciekawieniem obserwowała mugoli, dla których były" trzy razy być podrząd :)
    " ja pod" - ją pod
    Ogólnie hm... Całkiem spodobał mi się pomysł! :D Rzadko udaje się znaleźć blogi gdzie raz - bohaterami nie są uczniowie Hogwartu, Huncwoci i inni mniej lub bardziej znani, a i parringi, i nowe pokolenie, i stare pokolenie... Jestem ciekawa w jakim kierunku pociągniesz te opowiadanie, czy pojawią się jakieś istotne postacie z kanonu? A może to będzie zupełnie autorska historia osadzona tylko w realiach świata czarodziejów? Chętnie się tego dowiem. Cecylia wydaje się taką małą niezdarną dziewczyną, która nie chce dorosnąć, jest leniwym stworzonkiem, już ją lubię, przypomina niemal w kubek w kubek mnie xD Chociaż nie wiem czy to takie miłe i sympatyczne, żeby oddawać pewnie już dawno obiecany, albo tradycyjny pierścionek zaręczynowy, to strasznie przykre!


    http://dzikie-anioly.blogspot.com/ - zapraszam, jeśli mogę i masz chwileczkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi również podoba się szablon!

      Usuń
    2. O, ja wiem, że podobne i starałam się ich rozróżnić skrótowcami, ale może zerknę na to jeszcze raz.
      Dziękuję bardzo za błędy!
      Istotnych nie będzie, ewentualnie przewiną się gdzieś w tle. Cała historia będzie kręcić się w większości wokół moich własnych bohaterów, choć jeden kanoniczny też znajdzie dla siebie większą rólkę.
      Celii też się to straszliwie nie podoba, ale ona w ogóle czuje się ostatnio okrutnie pokrzywdzona przez los. Biedne dziewczę, też bym się denerwowała, gdyby nie pozwalano mi się obijać przez całe życie. ;)
      O, to świetnie, w takim razie mogę go nosić z dumą! ^^

      Usuń
    3. Może dlatego sprawiali mi problem, że nie bardzo skupiłaś się na opisaniu ich, a na tym, co działo się w prologu właściwie pojawili się tylko na momencik :)
      "na siebie uwagę rodzeństwa." tu dodałabym nazwisko rodzeństwa, szczerze, wtedy pomyślałam, że to jego rodzeństwo xD Ale może to tylko ja mam takie ambitne problemy :l
      O, to super! Strasznie się cieszę, że nie osadzasz swoich OC gdzieś w Hogwarcie, ale poza nim i będzie mało bohaterów kanonicznych, zdecydowanie już się mi znudzili i przejedli.
      Biedne, bardzo! Współczuję jej ogromnie :P
      Jasne, że tak, ale szczerze, na początku myślałam, że spotkam się z opowiadaniem o nastoletniej ćpunce xD

      http://dzikie-anioly.blogspot.com/

      Usuń
    4. Dorzucę coś w takim razie, dzięki za sugestię!
      Ja bardzo lubię wszystkich kanonicznych, ale uważam, że jest sporo osób, które lepiej ode mnie opiszą ich historie, ja uwielbiam wprowadzać moich bohaterów, bo wtedy mam nad nimi zupełną władzę, nie lubię się czuć ograniczona charakterem czy znanymi losami bohaterów.
      Hahahahah, tego też się trochę obawiałam, bo zdjęcie jest raczej mało zachęcające, ale sama Celia jest mało zachęcająca i uznałam, że nie będę się jej wstydzić. ^^

      Usuń
  3. Okej, zacznę od tego, co mnie gryzie - w opisie masz 1995 rok, a piszesz o Turnieju Trójmagicznym i Mistrzostwach Świata... To jaki mamy miesiąc? Bo te wydarzenia zaczęły się w 1994 roku.

    Co do samego opowiadania, prolog mi się podobał. Styl jest przyjemny, łatwo sobie zobrazować, co się dzieje, dialogi też wypadają naturalnie (chaotyczny wywód Celii. <3). Ogółem, jestem po opisie i prologu bardzo "na tak", bo kocham opowiadania obyczajowe w świecie Pottera, jeśli są dobrze napisane. Magiczną arystokracje też kocham, a wnioskuję, że Cecilia do takiej należy, mimo zwyczajnych - w porównaniu do takiej Walburgi czy Regulusa - imion jej rodziny. W skrócie: pomysł mi się podoba, a do głównej bohaterki nie mogłam nie zapałać sympatią, bo jej ogromne lenistwo to niemal lustrzane odbicie mojego. Jasne, jest dosyć infantylna i odstaje od swojej rodziny, jednak ja lubię takie "czarne owce" w arystokracji, choć moje zazwyczaj są wyobcowane z nieco innego powodu. I bardzo chcę zobaczyć, jak poradzi sobie odcięta od rodziny. ;)
    I jeszcze muszę pochwalić szablon - jest bardzo prosty, właściwie to go nie ma, ale właśnie dlatego tak bardzo mi się podoba. Bo jest niesamowicie prosty, nie odciąga wzroku od tekstu.
    Pozdrawiam (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups, masz całkowitą rację, rąbnęłam się w opisie. Wstyd!

      Bardzo się cieszę! Z uwagi na to, że nic się na razie nie dzieje, tak naprawdę, wszystko musiałam wpakować w narrację i dialogi, coby ewentualni czytelnicy nie odpadli z nudów. Postaram się bardzo, żeby to było dobrze napisane, mimo tego że miałam sporą przerwę.
      Tak jest, choć jej rodzina należy zdecydowanie do tych mniej znaczących. Celia jest postacią specyficzną, choć w zasadzie można ją podpiąć pod stereotypową rozpieszczoną córeczkę tatusia, która niespecjalnie jest sobie w stanie poradzić sama. Mam nadzieję, że uda mi się ładnie pokazać jej przemianę w obliczu wydarzeń, którym będzie musiała stawić czoła.
      Dziękuję, zależało mi właśnie na tym, żeby to tekst był na stronie najważniejszy.

      Ogromnie dziękuję za to, że poświęciłaś chwilę, żeby napisać komentarz. Każdy odzew jest dla mnie na wagę złota.

      Pozdrawiam cieplutko,
      Naele

      Usuń
    2. Jeszcze jeden błąd znalazłam - pani w nagłówku to Ginta Lapina, a nie Lapino. ;)

      Prawdę powiedziawszy, o ile rozdziały będą pisane mniej więcej na poziomie prologu, to będzie to jedno z najprzyjemniejszych do czytania opowiadań, jakie obecnie śledzę. Styl jest naprawdę przyjemny i zdecydowanie bardziej się czuję, jakbym czytała książkę, nie bloga, bo ogólny poziom blogów jest... No, wiadomo.
      Po samym opisie to mogłoby brzmieć jak typowa komedia romantyczna, ale zarówno szata graficzna, jak i to, co wyczytałam z Twoich komentarzy pokazuje - na szczęście! - że raczej nie w tym kierunku zmierza historia, więc tym bardziej jestem ciekawa, co też czeka Celię. Zwłaszcza, że jest dla mnie postacią sympatyczną, nawet, jeśli mało rozgarniętą. xD

      Nie ma sprawy, znam wenopędną moc komentarzy. ;p A tutaj bardzo chciałam pomóc, bo to opowiadanie ma dla mnie naprawdę potencjał, tak niewiele dobrych historii obyczajowych w świecie HP.

      Pozdrawiam i ściskam ;)

      Usuń
    3. O, dziękuję! Jak to jednak dobrze, jak ktoś inny rzuci okiem!

      Ojacie, to straszliwie miłe! Choć z drugiej strony szkoda, że rzeczywiście tak krucho z tymi dobrymi blogami. Miotam się przez kilka ostatnich dni jak szalona, próbując znaleźć coś naprawdę fajnego i chwilami naprawdę mi smutno. Pozostaje mieć nadzieję, że jest jeszcze druga strona internetów, która kryje choćby o kilka więcej dobrych tekstów i że kiedyś tam trafię...
      No na początku będzie raczej radośnie i spokojnie, choć sama Celia na pewno znajdzie powody do tego, by czuć się fatalnie, staram się jednak bardzo to skondensować, żeby całość nie wyszła tasiemcowata. Nie wiem skąd mi się wzięło okropne gadulstwo ostatnio, to chyba te dwa lata niepisania i jak już zaczęłam, to wylewam z siebie tyle słów, że łomatko. Wszystko muszę skracać o połowę, ale kiedy w mojej głowie każda scena jest niezwykle istotna, to naprawdę bywa ciężko. Bo wiadomo, że mogłabym napisać "w środę Celia była w domu, spotkała ciotkę Mary, a ojciec oznajmił jej, że koniec z radosnym życiem darmozjada obiboka", ale, ale... Ale jednak nie mogłabym i kropka, za dużo słów się we mnie nagromadziło. (Nie wiem w ogóle czemu o tym mówię, nawet w komentarzach dostaję, widać, słowotoku...)
      O i cieszę się też, że Celię da się lubić, bo bałam się, że ta jej niesamodzielność i ogólna mamejowatość może mi wyjść zbyt irytująco. Całe szczęście, że udało się tego uniknąć!

      Pozdrowienia serdeczne!

      Usuń
    4. Wyszło w sumie przypadkiem, bo chciałam sobie obejrzeć panią z nagłówka i wujek Google mnie poprawił. xD W każdym razie, nie ma sprawy i do usług. (;

      Mam wrażenie, że ta "jasna strona internetów" to jakieś niebo dla męczenników, którzy przeczytali od deski do deski z góry określoną ilość Dramione, Sevmione, córek Voldemorta i Harry'ego-Ostatniego-Przedstawiciela-Mitycznej-Rasy. Dobrych blogów jest faktycznie mało i mam wrażenie, że wiele dobrych, naprawdę dobrych tekstów zazwyczaj ląduje gdzieś w przysłowiowej szufladzie. Pewnie dlatego, gdy znajoma przyznała, że ma pomysł na ff w czasach Założycieli, a ja znam jej możliwości, to ją przyduszam mentalnie, aby zdecydowała się to napisać i wypełnić tę dziurę, nad którą wisi transparent "dobre opowiadania".
      Zdziwiłabym się, gdyby Celia nie znalazła powodów do narzekania, już po prologu widać jej skłonność do marudzenia. xD Ja doskonale wiem, co znaczy skracać tekst - choć może po moich rozdziałach nie widać - ale z drugiej strony zbytnie ograniczanie się też nie jest zbyt dobre, bo przecież coś jednak chcemy tym, co piszemy, przekazać i jeśli to są słowotoki na temat, to można przemyśleć, czy na pewno wymagają usunięcia. (Powiedziała osoba, która z bólem serca usunęła cały występ Franka Longbottoma, bo nie wnosił nic i nadal nie może tego odżałować. Musiałam się komuś przyznać, padło na Ciebie, wybacz. xD) A jak dostajesz słowotoków to widać potrzebujesz z siebie te słowa wyrzucić! :D
      Jak dla mnie nie jest to irytujące, więc albo jest okej, albo ja sama osiągnęłam już w życiu poziom Celii. Jasne, jest niesamodzielna i ślamazarna, ale tacy ludzie się zdarzają. Więcej! Ja znam takich ludzi i oni są dorośli. Na chwilę obecną Celii współczuję, ale równocześnie uważam, że jej rodzina dobrze robi, bo dziewczyna powinna wziąć się w garść. xD

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    5. Tak też może być, niestety. Cała masa dobrych tekstów jest na mirriel, ale tam panuje zasada nieodpowiadania na komentarze, a i w praktyce mało który autor odpowie chociaż peemką, a ja tak uwielbiam wchodzenie w interakcje z autorem i to, że umożliwia mi zerknięcie na swój tekst z innej trochę strony, dlatego forum lubię bardzo, ale odnaleźć się na nim nie do końca potrafię i choć teksty doceniam, to nie jestem w stanie przeczytać dużej ilości bez tej rozmowy z autorem właśnie.
      O, bardzo dobrze, przyduszaj, przyduszaj!
      No właśnie różnie bywa z tym "na temat". Znaczy, owszem, cała scena oczywiście ma coś do całego tekstu wnieść, ale często się zagalopowuję i nie potrafię wyhamować, wchodząc w szczegóły, które ogromnego znaczenia nie mają, a przy pewnej objętości mogą wręcz irytować. Choć wiadomo - ilu czytelników, tyle poglądów na tę sprawę, nie wszyscy jednak na blogu mają mentalny limit trzech stron, które są w wstanie przeczytać i nie zanudzić się na śmierć. (Dzięki boru!)
      O, ja bym chętnie poczytała o Franku Longbottomie! Możesz następnym razem wrzucić w tekst gwiazdki, które będą oddzielać zawartość "nieobowiązkową" i wcisnąć tyle wszystkiego, ile się da, ja tam przeczytam na pewno. ^^
      No ja niby dorosła jestem, ale lenistwo skrajnie nie chce mnie za żadne skarby opuścić, okrutnie irytująca sprawa...
      A pewnie, że dobrze robi, niech się w końcu do roboty zabierze, trzy lata siedzi na dupie i nic nie robi i nawet ja, która marzę o tym, żeby w życiu nie musieć robić nic, widzę w tym zdecydowanie niezdrową tendencję. Ale już w kolejnym rozdziale pokazuję ją z odrobinkę innej strony, choć też będzie próbowała swoich dziecinnych zagrywek, w każdym razie będzie z nią tylko lepiej.

      Pozdrav!

      Usuń
    6. Zgadzam się, na mirriel są zazwyczaj najlepsze teksty, jeśli chodzi o polski fandom, ale właśnie tej polemiki z autorem mi brakuje. Dlatego na przykład lubię wysyłać koleżance swoje teksty na gg, miniaturki choćby i potem się nagle okazuje, że trzy godziny spędziłyśmy nad dyskusją odnośnie czegoś napisanego na przysłowiowym kolanie. Tak samo lubię dyskutować odnośnie czyjegoś tekstu i dla mnie to trochę strzał w stopę na mirriel, że tam autor nie może komentować własnego tekstu, a mało kto pokusi się o PW. Blogosfera daje nam taką piękną możliwość nie tylko czytania tekstu, ale też interakcji z autorem. A że zazwyczaj jednak nie za bardzo jest odnośnie czego polemizować, bo dzieło należałoby spalić, to inna kwestia...
      Ja powiem szczerze, że bardzo ubolewam nad tym skracaniem tekstu do minimum na blogach albo dzieleniem rozdziałów na części. Rozumiałam to na onecie, który bodajże narzucał jakiś odgórny limit, ale tu? Kiedy piszę opowiadanie, to trochę tak, jakbym pisała książkę, tyle, że internetową. Jaka książka ma trzy strony rozdziału? Ja zwyczajnie uważam to trochę za farsę.
      Sam Frank się na pewno przewinie w tekście, zwłaszcza w najbliższych rozdziałach, ale to ewidentna postać tła i dawanie mu większego występu nie miało sensu, zwłaszcza, że zrobiłam to głównie po to, aby wcisnąć informację o jego siostrze, którą o wiele prościej wrzucić mimochodem w tekst, choćby podczas dialogu. I tak ostatnio przypadkiem spłodziłam tekst o przydziale Potterów i Weasleyów do domów w Hogwarcie, który pewnie wykorzystam na rocznicę czy coś. xD
      Lenistwo jest dobre w rozsądnych ilościach... Tylko gdzie ta rozsądna ilość się mieści.
      Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, zdecydowanie! ^^

      Usuń
    7. Ja nie mogę odżałować tego, że nikt z moich znajomych nie interesuje się specjalnie pisaniem czy w ogóle literaturą i nawet, jeżeli coś komuś pokażę i poproszę o opinię, to mogę najwyżej liczyć na "jest super, pisz dalej koniecznie!". I koniec. A jak pytam o coś więcej, to strasznie się dziwią, że cokolwiek więcej da się o tekście powiedzieć.
      Tak, to jest zdecydowanie to, co przyciąga mnie do blogowania z powrotem i z powrotem, bez względu na to, jak długą miałabym przerwę. Tak jak dyskusja, która toczy się poniżej - świetna sprawa. Gdybym czytała książkę, w której z czymś bym się nie zgadzała, mogłabym co najwyżej rzucić nią o ścianę i powiedzieć wszystkim, że mi się to i to nie podoba, ale nie ma szansy, żeby zrozumiała sposób myślenia autora, bo nie ma opcji, żebym go poznała. A tu mogę chociaż spróbować.
      Ja pisałam sporo krótkich form, kiedy prowadziłam ostatnio bloga, więc trzy strony jako całość były dla mnie czymś normalnym, ale rzeczywiście, kiedy przychodzi do czytania opowiadania, które ma sens i jakiś zamysł, choć nie wiem czy to nie pojęcie trochę na wyrost, to trzy strony może mieć ewentualnie prolog, a dalej mieszczenie się w tak małej ilości słów nie ma po prostu racji bytu. Tak jak nie ma jej dzielenie sensownego, logicznie przemyślanego rozdziału na krótsze części, żeby stereotypowy czytelnik się nie zmęczył. Inną kwestią jest to, że mało kto, niestety, na blogach pisze przemyślane teksty. Sensowne może i tak, sama czasem lubię myśleć, że to, co piszę, ma sens, ale z planowaniem i logicznym rozłożeniem tekstu bywa już różnie. Jest też coś takiego, że blogi w większości są kwestią impulsu czy też chęci podszkolenia warsztatu i taką trochę szufladą, która jednak, przy pomyślnych wiatrach, ma głos i jest w stanie coś skrytykować.
      O, takie bonusy też są świetną sprawą, ja mam w folderze z Celią większe dokumenty, w których klecę kolejne rozdziały i masę mniejszych, w których pojawiają się kompletnie wyrwane z kontekstu scenki, ot, choćby dlatego, że naszedł mnie nastrój, że chcę sprawdzić, jak by taka scena w tekście wyglądała albo po prostu, czy jestem w stanie ją napisać. I tak, jak nie wyobrażam sobie sama publikacji takiego śmietniczka, to jak pomyślę o takich skrawkach w kontekście choćby Twojego opowiadania, to naprawdę chętnie bym coś takiego przeczytała.
      To jest bardzo dobre pytanie. ^^
      Myślę nad tym rozdziałem intensywnie bardzo, choć w teorii jest gotowy, i zmieniam go ciągle, w nadziei, że będzie niezły, ale, oczywiście, im dłużej to trwa, tym bardziej jestem sceptyczna i skracam, i wydłużam, i tak w kółko. Można powiedzieć, że proces twórczy w pełnym rozkwicie. ;)

      Usuń
    8. Ja się szalenie cieszę, że w internecie poznałam kilka takich osób, bo w moim otoczeniu jestem jedyną osobą z podobnymi zamiłowaniami, a naprawdę mi się przydaje, gdy ktoś wałkuje ze mną tekst - swój, mój, cudzy... Po prostu bardzo to lubię, to jest czasem przyjemniejsze od samego czytania. I absolutnie się zgadzam z tym pod spodem. Ostatnio miałam podobną sytuację, choć dyskutowałam nie tyle z autorką, co z betą tekstu. Może do porozumienia nie dojdziemy, może się nie zrozumiemy, ale próbować można. ;)
      No właśnie - krótkie formy mogą mieć trzy formy, ale opowiadanie z krwi i kości? Albo chociaż twór do tego miana pretendujący? Powiem szczerze, ja bym się czuła, jakbym obrażała czytelnika, gdybym mu wrzucała z trzy strony tekstu i stwierdzała, że to jest rozdział. A mody na prologi długości kwitów z pralni już w ogóle nie rozumiem. Bo prolog może być krótszy, ale niech o czymś mówi. Nawet pokaże nam to, co opisuje podstrona z informacjami. A dzielenie rozdziału na części to już dla mnie traktowanie czytelnika trochę jak idioty - jeśli długość go przeraża, to nie może sobie chwilowo odstawić i wrócić, jak odpocznie? Ja blogi-szuflady przerabiałam często, ostatni z takiej serii zamknęłam ostatnio, notabene też był o HP, ale podchodził już nieco pod parodię. Teraz przeszłam na dorosłe blogowanie, że tak to ujmę. xD Choć żałuję, że nie wystartowałam, mając już kilka rozdziałów w zapasie.
      Prawdę powiedziawszy, ja z Ostatniej Krwi mam mnóstwo takich śmieci, nie mówiąc o luźno spisanych "fun facts" o różnych postaciach. Mam też jakby pozaczynane łatki do kanonu pomiędzy VII tomem, a moim tekstem. Bo lubię to sobie uzupełniac i zastanawiam się, czy tego gdzieś nie wrzucać. xD
      Można to nazwać błędnym kołem nawet. ;D

      Usuń
    9. Oj, to prawda, burze mózgów są naprawdę przydatne. Nic tak nie pomaga spojrzeć na tekst czy w ogóle koncept z wielu różnych stron.
      Pewnie, że tak! A ogląd cudzych opinii jest zawsze odświeżający.
      A też wydaje mi się, że to dzielenie na części może wynikać czasem z chęci podkarmienia ego/weny komentarzami, bo wiadomo - dwa razy więcej rozdziałów (części) dwa razy więcej komentarzy. Wydaje mi się, że to jest też w gruncie niezły sposób na wyciśnięcie czegoś konkretniejszego z czytelników, którzy wiele nie mówią - jakby dostali jeden długi rozdział, to wspomnieliby może o jednym aspekcie, a skoro dostają go podzielonego na porcje, to pod każdą porcją rzucą dwa zdania odnośnie treści i już zbiorą się cztery. Chociaż tak naprawdę nie mam pojęcia czy ktokolwiek myśli w ten sposób, taki koncept mi właśnie przyszedł do głowy po prostu. ;)
      Dorosłe blogowanie, nono, sirjus biznes. :D A, to jest zawsze ból, prawda, ale czasami chęć poznania jakiejkolwiek opinii jest silniejsza od rozsądku i trzeba wrzucać natychmiast, nie można dłużej czekać. ;)
      Wrzucaj, wrzucaj, ja tam bym czytała bardzo chętnie!

      Usuń
  4. Witaj! Cześć i czołem.
    Z tej strony wanilijowa, jedna z autorek Hatstalls, na którym ukazał się dopiero prolog, który niedawno skomentowałaś. Jest mi niezmiernie miło, iż skusiłaś się na przeczytanie go - co z tego, że nie dość dokładnie - oraz że razem z Dunst wzbudziłyśmy w Tobie tak skrajne emocje. Dunst co prawda odpowiedziała na Twoją opinie pod prologiem, ale tak sobie pomyślałam, że też się odezwę :) W końcu działamy w duecie, to i w duecie "będziemy się bronić".
    Dunst odniosła się do Twoich uwag dot. Rona i Neville'a (zachęcam do zerknięcia ;)), jednakże uciekł jej gdzieś Draco, co nadrobię ja. Pomyślmy, czy w całej serii kochanej Rowling był moment, w którym Draco, jeśli miał tylko okazję, to nie wykorzystał jej, by nie dopiec komuś z Trio? W tym wypadku, skoro - nie ukrywajmy, nigdy dobrowolnie nie popierał Voldemorta - a Ron przeszedł na jego stronę, to dlaczego miałby mu pomóc i zaatakować, np. Hermionę? Więc skoro nadarzyła się okazja, by komuś z Trio dopiec, a Ron i Draco ewidentnie stali po przeciwnych stronach, czemu to właśnie jemu nie przeszkodzić? Hm?
    Skąd nasze odpowiedzi? Otóż, nie wydaje nam się, byśmy szły w jakiś sposób na skróty. Prolog ma jedynie wprowadzić w całe opowiadanie, a nie wykładać od razu kawy na ławę. Istotnie, żadna z nas Rona nie darzy przesadną sympatią, nie uważamy, by tworzyli z Hermioną dobrą i szczęśliwą parę (Rowling też to zrozumiała), ale decydując się na jego zmianę stron, nie chciałyśmy się go ot tak pozbyć. Więcej na ten temat ukaże się w następnych rozdziałach, może wtedy zobaczysz, że nie nienawidzimy go aż tak bardzo :P

    Dziękuję też za te milsze słowa odnośnie narracji, samego pisania, jak i szablonu.
    Pozdrawiam serdecznie,
    wanilijowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W porządku, ale dlaczego zdecydował się dopiec akurat Ronowi, który w tym momencie był mu w zasadzie światopoglądowo najbliższy? Dlaczego nie dopiekł Hermionie czy Nevillowi właśnie, skoro on w tym krótkim momencie zastąpił Pottera, próbując siać w sercach innych nadzieję? (Swoją drogą nie mogę się nadziwić, że ktoś go po prostu nie uciszył jakimś szybkim zaklęciem - co sobie szczeniak myśli, podchodzić do śmierciożerców tylko po to, żeby im zagrać na nosach?).
      Ale też nigdy dobrowolnie nie był przeciwko niemu. Draco był młodym, zagubionym chłopcem, na którego drodze stanęły takie, a nie inne wyzwania, sam nie do końca był w stanie podjąć decyzję, co chcę zrobić, a kiedy już ją podjął, to jednak po stronie Voldemorta stał. Dlatego tez wydaje mi się, że w tym momencie powinien Rona najlepiej rozumieć, utożsamić się z tym, że chłopak po prostu próbuje od tego wszystkiego uciec. Też co do wyraźności tego, że po przeciwnych stronach stali - no nie do końca. Nawet, jeżeli założymy, że ten wasz Ron rzeczywiście nagle stał się całkiem zły, to Draco odciął się od wszystkiego, stał się neutralny, a neutralność nie stoi w opozycji do "ciemnej strony mocy".
      Ależ wasze odpowiedzi są jak najbardziej zrozumiałe, ja sama cieszę się, że weszłyście ze mną w polemikę, broniąc kreacji swoich bohaterów. Ja tam myślę, że to nagłe olśnienie Rowling, to tak naprawdę kolejna próba odcinania kuponów od sagi, bo inne pisanie idzie jej raczej przeciętnie. Ale to moje zdanie, każdy może mieć swoje, wiadomo, w tym wszystkim chodzi tylko to, żeby je w tekście umotywować tak, żeby czytelnik o innych poglądach był się w stanie z odmiennymi utożsamić albo chociaż je zrozumieć.

      Pozdrawiam ciepło
      Naele

      Usuń
    2. Dobra polemika nie jest zła :) Po Twojej odpowiedzi jednak wydaje nam się, że ma miejsce tu pewna sytuacja... dość dziwna. Otóż, na swój sposób zarzucasz nam złą kreację postaci, których zachowanie odbiega od kanonu (gdzie, wręcz przeciwnie, w miarę możliwości staramy się jak najbardziej być mu wierne), a my mamy wątpliwość, czy masz pojęcie o kanonie, jaki stworzyła Rowling. 1) "Swoją drogą nie mogę się nadziwić, że ktoś go po prostu nie uciszył jakimś szybkim zaklęciem - co sobie szczeniak myśli, podchodzić do śmierciożerców tylko po to, żeby im zagrać na nosach?" - to była scena żywcem z Harry'ego Pottera, my ją jedynie skróciłyśmy do paru słów, żeby pokazać, że to się rzeczywiście wydarzyło. Dlaczego nie uciszyli Neville'a? No, może dlatego, że sam Voldemort był ciekaw, co interesującego ma im do przekazania Neville.
      2) Draco nigdy nie popierał Voldemorta! On się go bał, typek groził śmiercią jemu i jego rodzinie. Do szeregów wstąpił tylko dlatego, że była to forma kary dla Lucjusza za porażkę w Ministerstwie. Gdyby choć trochę był wierny poglądom Voldemorta, nie poszedłby tak łatwo z Narcyzą. Chciał ucieczki i fakt, był zagubiony. A Ron... jego zmiana wynikła z tego, że nie wiedział, że Harry żyje, że też stracił nadzieję w wygraną jasnej strony i po prostu chciał przeżyć , nieważne na jakich warunkach. Dlaczego Draco zaczepił Rona? Otóż, widział jego zdradę. Poza tym, nagle Ron stanął po stronie zła, przed którą - co już zauważyłyśmy, Draco chciał uciec. Gdyby mu pomógł, to tak, jakby pomagał Voldemortowi! Trochę bez sensu. Stąd właśnie wolał utrzeć nosa Ronowi, niż Hermionie, do której nigdy nie miał nic poza to, że była szlamą (dodajmy jeszcze, że między Malfoyami a Weasleyami 'wojna' trwa nie tylko w najmłodszych pokoleniach, ale również między ich ojcami). No i jeszcze kwestia Narcyzy. Jeśli chodzi o jej ucieczkę, napisałaś "nie wiem w jaki sposób cokolwiek miałoby zmienić w ich życiu to, że po prostu sobie poszli". Ano, zmieniło to, że 1) nie brali udziału w bitwie, 2) najprawdopodobniej zostali uniewinnieni i nie trafili do Azkabanu. Dość dużo, nie sądzisz? :>

      Pozdrawiam,
      wanilijowa :)

      Usuń
    3. Tu, pomimo, że nie czytałam opowiadania, pozwolę sobie polemizować z kwestią "Draco nie popierał Voldemorta". Och, ależ owszem - popierał. Wątpliwości pojawiły się, kiedy sam został wcielony do jego szeregów i groziła mu śmierć za niewykonanie zadania - notabene, albo przesiąkłam dyskusjami w fandomie, albo gdzieś napisano wprost, że Czarny Pan doskonale WIE, że Malfoy Junior fizycznie nie ma tak naprawdę możliwości zabicia Dumbledore'a i zadanie Draco ma być tak naprawdę karą dla Malfoyów za spartaczenie Departamentu Tajemnic + wypieranie się Voldemorta przez czternaście lat. Co więcej, Draco tak samo jak Ron (przynajmniej tak wnioskuję z Twojego komentarza, że taka była motywacja Rona w Waszym opowiadaniu) CHCIAŁ PRZEŻYĆ i dlatego był zdeterminowany na Wieży Astronomicznej zabić w końcu Dumbledore'a. To, co go powstrzymywało, to nie jakaś moralność, ale to, co Rowling wyjątkowo dobitnie pokazywała nam całą sagę: Draco Malfoy jest tchórzem. Właśnie dlatego powinien zrozumieć motywację kogoś, kto CHCE PRZEŻYĆ. Tym bardziej, że skoro Ron dołącza do śmierciożerców z takiego powodu, to Malfoy, którego rodzina zrobiła w drugą stronę, gdy upadł Voldemort, jest jedną z ostatnich osób, które mogą kogoś takiego krytykować czy oceniać. Po raz kolejny widzę przykład gloryfikacji Malfoya w fandomie. Jasne, zapewne w końcu zmienił swoje poglądy mocno, jednak w okresie znanym nam z ostatnich tomów on miał dopiero WĄTPLIWOŚCI i to wynikające głównie ze wspomnianego tchórzostwa. Bo ktoś, kto nie popierałby Voldemorta, nie szafowałby "szlamami" na prawo i lewo, bo to tak, jakby wyzywać co trzecią napotkaną dziewczynę od ku*ew.

      Pozdrawiam

      Usuń
    4. Zła kreacja, a kreacja, która odbiega od kanonu to dwie różne rzeczy, ja tu raczej wypowiadam się na temat tego co mi wydaje się bardziej prawdopodobne psychologicznie w takiej sytuacji. Każdy ma swoje pojęcie kanonu, nie próbuję też w żaden sposób zmieniać czy podważać waszego podejścia, mówię o samym prawdopodobieństwie, opierając się na swojej wizji, tym w końcu jest komentarz - informacją o tym, jak przechodząca osoba odbiera tekst subiektywnie.
      Swoją drogą wizja tego, że Voldemort chce po prostu posłuchać tego, co ma mu do powiedzenia Neville jest dla mnie śmieszna tak czy inaczej. Ale znów - to po prostu moja opinia.
      Ależ owszem, popierał go, w mniejszym lub większym stopniu, ale popierać go musiał, bo to nie jest, kwestia tego, że miał jakieś zadania i było mu z tym źle czy też nie, to jest kwestia tego, jak wyglądał cały charakter Dracona. A jego charakter i sposób bycia już od pierwszej części książki wskazywał na to, że chłopiec ma poglądy jednoznaczne i tak jak Voldemorta mógł się bać, tak z jego światopoglądem zgadzał się od dawna. Tak jak wspomniała Rosalia, przykładem tego są choćby te szlamy.
      Trochę śmiesznie brzmi to, że do Hermiony nie miał nic poza tym, że była szlamą. Czyli generalnie pogardzał nią i uważał, że nie miała prawa praktykować magii i istnieć w ich świecie, no nie, to rzeczywiście słabsza niechęć niż do Rona, który, hm, był rudy, a jego ojciec interesował się mugolami. Niechęć rodowa jest chyba jednak czymś innym niż chęć eksterminacji. Ale nie rozumiem nadal tego, dlaczego Draconowi miałaby przeszkadzać "zdrada" Weasleya, który właśnie przyjął poglądy takie, jak miał sam młody Malfoy.
      Ja zauważyłam, że Draco chciał uciec przed tym wszystkim, chciał po prostu, kolokwialnie mówiąc, ratować swój tyłek, bez względu na to, kto temu tyłkowi zagrażał. Dlatego też pakowanie się z powrotem w walkę i ryzykowanie tym, że ktoś mu ten tyłek skopie, w dodatku po stronie przeciwnej niż wcześniej, wydaje mi się mało rozsądne, patrząc z jego perspektywy.
      Mieliby zostać uniewinnieni tylko dlatego, że sobie poszli i nie brali udziału w bitwie? Wydaje mi się, że to nie do końca tak działa, owszem w kanonie im się upiekło, bo wstawił się za nimi Harry, ale samo uciekanie jeszcze nikomu w niczym nie pomogło.

      Pozdrawiam ciepło
      Naele

      Usuń
    5. Och, zanim zdążyłam odpowiedzieć na komentarz Rosalie, to pojawił się drugi. Więc trochę pomieszane :c Ale w obydwie odpowiedzi się trochę zazębiają.

      @Rosalia;
      Gloryfikowanie to może za duże słowo, bo my go wcale nie gloryfikujemy. Nie napisałyśmy nigdzie w opowiadaniu, że jest wspaniały, piękny i na kolana przed niego.
      Owszem, Malfoy jest tchórzem (jednak muszę podpowiedzieć, że w naszej dyskusji nie chodziło w ogóle o scenę z Wieży, tak tylko). I owszem - poprzez to mógł zrozumieć motywy Rona. Może tutaj z moim uzasadnieniem "bo zdradził" wysunęłam się zbyt pochopnie, jednak z drugiej strony - po co miał go próbować zrozumieć? Poza tym trzeba też zauważyć, a przynajmniej ja sobie czegoś takiego nie przypominam, żeby Draco kiedykolwiek zdradził "kogoś ze swoich", jak np. rodziców. Już same próby wykonania zadania świadczą, że miał na tyle odwagi, żeby samemu nie skoczyć z Wieży. A Ron zdradził.
      Hej, on go nie znosił już przed tym, przez cały Hogwart, już przed przydziałem miał go za gorszego. Co, nagle w ciągu 5 sekund miał się zmienić (nawiązując do komentara Naele) i zacząć rozmyślać nad motywami Rona i nad tym, czy aby przypadkiem nie znaleźć w nim pokrewnej duszy?
      Poza tym, skąd wniosek, że popierał? Tak naprawdę. Tak, jakby wziąć pod rękę tylko książki i tam to znaleźć? Żadne wywiady, żadne podejrzenia? Rzucanie szlamami na lewo i prawo i wiara w czystość krwi - to było w rodzinach czarodziejów od dawien dawna, a nie nagle, tak z pojawieniem się Voldemorta. To Lucjusz zaszczepił w Draco takie spojrzenie na świat, a nie Voldemort. To rodziny, takie jak Blackowie czy Malfoyowie, dbali o czystość krwi na długo przez nim. Nawet Salazar! Więc trochę nie widzę związku. Poza tym, nie zapomniałam wspomnieć o tym, że zadanie Draco było karą dla nich, więc...? To chyba niczego nowego nie wnosi? :) Jasnym było, że on nie jest w stanie tego zrobić, przecież to nie była żadna nagroda, żaden cukierek. Gdyby tak było, to Narcyza nie prosiłaby Snape'a o przysięgę. Już nawet Dumbledore to wiedział.
      Ale właściwie, trochę odbiegamy od tematu, tak mi się wydaje.

      Usuń
    6. @Naele, jasne i z tego miejsca dzięki za pierwszy komentarz, którzy pociągnął inne. W sumie, ta dyskusja jest dość ciekawa i pozwala nam poznać Wasze zdanie już nie na sam temat prologu, a właśnie ogólnie bohaterów. I teraz tu już będzie mega chaotycznie, ale tak, co mi wpadło do głowy. 1) Ron - jego tchórzostwo i zadatek na zmianę stron (nie do końca wtedy) miał miejsce już w Insygniach, kiedy opuścił Harry'ego i Hermione przez sam fakt, że Harry nie znał odpowiedzi na pytania. I uciekł, bo "po co z nimi tracić czas". No to u nas Harry nagle został martwy, no to "po co dalej tutaj stać? Chodźmy do tego, co wygrał!" tudzież - Voldemorta. To tak jeśli chodzi o tchórzostwo Rona i "dlaczego on zmienił strony? i dlaczego mu zrobiłyście?".
      Jeśli chodzi o "ponowne włączenie się" w bitwę, to tak naprawdę nie napisałyśmy jasno i wyraźnie: Draco ponownie stanął u boku walczących. On tam wpadł, powiedział, co chciał i wypadł. I po co miałby atakować Hermionę? Co by mu to dało, skoro w tamtej chwili gonił kogoś innego i po prostu ta dwójka mu się napatoczyła pod nogi? Poza tym, warto zauważyć, że niechęć nie równa się chęci zabicia kogoś - sam Salazar był niechętny mugolakom i domagał się ograniczenia ich w Hogwarcie, jednakże nigdy nie zdarzyło się, by chociażby przyczynił się do jakichkolwiek zbiorowych mordów na mugolakach. Ta praktyka weszła dopiero w życie wraz z Voldemortem, ale to nie oznacza automatycznie, że Draco miał być jej posłuszny. W końcu sam nikogo nie zabił, dlaczego więc miał rzucić się na Hermionę? Poza tym, no... w tamtej chwili Ron był po stronie V. Śmierciożercy byli po stronie V. Jeden z nich zabił jego matkę. Tak, mając to na uwadze, Draco na pewno poklepałby Rona po plecach :) I znowu - to, dlaczego się pojawił, ma wyjaśnić się w dalszych rozdziałach, ehse.
      Pewnie o czymś nie wspomniałam, ale no trudno :> W sumie i tak wiele się już powtarza, więc dyskusja robi się trochę męcząca, bo na swój sposób każda z nas ma swoją rację. No i ogólnie dyskusja tego typu na blogu jest tym bardziej kiepska, raczej lepiej przeprowadzać je na gadu czy skajpie, czy nawet e-mailu, gdzie od razu można dementować kolejne wątpliwości i na bieżąco odpowiadać na jakieś uwagi :> Także póki co znikam i życzę spokojnego wieczoru :>

      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
    7. @wanilijowa, ja nie zarzucam Wam gloryfikacji Draco poprzez kreowanie go na boską istotę, jednak przypisywanie mu szlachetniejszych pobudek w sytuacji, gdzie zaczął ewoluować i to bardzo powoli pod koniec sagi, "gloryfikacja" to jedyne słowo, jakie nasuwa mi się namyśl. Jeśli zbyt ostre - wybacz, nie miałam zamiaru urządzać sobie wycieczek podchodzących pod argumenty ad personas. ;)
      Argument z wieżą przywołałam tutaj, jako objaw słabości Draco właśnie. Chęć wykonania zadania nie była tutaj przejawem odwagi. Malfoy nie skoczył z wieży, bo nie chciał umrzeć. I dlatego, że nie chciał umrzeć, chciał zabić Dumbledore'a, ale jednocześnie, wbrew temu, co mówił tyle lat, nie gardził dyrektorem i się go bał, dlatego nie umiał go zabić.
      Akurat z tym, że Draco z powodu swojej niechęci mógłby Rona nie usprawiedliwiać, się zgadzam. Bo był pamiętliwy, bo się od lat nie znosili. Tutaj, mówiąc o tym, patrzyłam bardziej z obiektywnej strony, że na dłuższą metę takie patrzenie robi z Malfoya hipokrytę. Pominę milczeniem niekanoniczne stawianie przez Rona życia wyżej ponad przyjacielem, nawet martwym, bo rozumiem, że kreacja Weasleya OOC jest czymś potrzebnym dla fabuły, zresztą to żadna nowość na blogach (z góry uprzedzam, że to nie złośliwość).
      Skąd? Może z wywodów Draco o tym, jakim nieszczęściem jest to, że Harry przeżył, że Voldemort zrobiłby porządek etc? Draco aż do służby u Czarnego Pana absolutnie go popierał. Oczywiście, być może nie do końca świadomie - w końcu był to pogląd wpojony - ale to robił. Takie Teodor Nott, wywodzący się z tego samego środowiska, według słów samej Rowling, był zupełnie innym typem człowieka. Poza tym, rody czystej krwi promowały nienawiść do mugolaków. Mordowanie ich promował we współczesności otwarcie Voldemort, więc dwunastolatek mówiący z wypiekami na twarzy, że nie może się doczekać kolejnej martwej szlamy jest głupim smarkaczem, ale popierającym określoną ideologię. A Draco jako kara niczego nie wnosi, bo to, że Voldemort traktował swoich podwładnych jak robaki i wręcz lubował się w ich karaniu nie jest niczym, czego nie można szybko zauważyć (tu akurat kłania się lekka niekonsekwencja Rowling, bo mimo wszystko, gdyby arystokraci się postawili Voldkowi, gdy się pojawił, gdy był słaby, to by ich wszystkich nie wytłukł, a oni jego mogli - przewaga liczebna).
      I zapewne odbiegamy od tematu, jednak ja nie mam w nim już nic do dodania, więc pozdrawiam i życzę dużo weny do opowiadania. (;

      Usuń
    8. Jednak dorzucę coś jeszcze w kontekście Rona, gdy przeczytałam odpowiedź dla Naele - on nie miał naturalnej skłonności do zostawienia Harry'ego w trudnej sytuacji. Na dobrą sprawę, sam z siebie opuścił go tylko raz: gdy poczuł się naprawdę, po ludzku oszukany w czwartej klasie przez Pottera, przyjaciela, któremu ufał, bo cała sytuacja wyglądała tak, jak gdyby Harry rzeczywiście chciał zagarnąć całą chwałę dla siebie. Powoływanie się na sytuację z siódmego tomu to niejako cios poniżej pasa, bowiem Rona podburzała wówczas cząstka duszy Riddle'a, ukryta w horkurksie, którego SAM OFIAROWAŁ SIĘ NOSIĆ. To tak, jakby powiedzieć, że Frodo pożarł się z Samem i kazał mu się odchrzanić od siebie i Golluma dlatego, że miał skłonność do bycia drama lamą, a nie z powodu noszonego na szyi pierścienia. Powołując się na tę sytuację należy pamiętać, że umysł Rona był zatruty przez Voldemorta. W inny sposób, niż niegdyś Ginny, ale był. On już chwilę po odejściu chciał przecież wrócić, ale nie mógł znaleźć przyjaciół!
      Tym razem nie mam już naprawdę nic do dodania. xD
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Przeprowadziłam małe śledztwo (czytaj: pogrzebałam Ci w profilu) i voila, oto jestem! :D
    Mimo że ja z tych, którzy pana Pottera i spółkę wielbią, bardzo rzadko zdarzało mi się czytywać opowiadania czy to w mniejszym, czy to w większym stopniu, wykorzystujące właśnie świat czarodziejów w swej fabule. Pewnie to trochę przez to, że w czasie, gdy zachwycałam się Harrym, nie odkryłam jeszcze bloggera i zupełnie nie miałam w zwyczaju czytać opowiadań w sieci. Potem, kiedy wreszcie uświadomiłam się w tej sferze, natrafiałam na opowiadania, które jeśli już mnie wciągały, to po kilku rozdziałach zostawały zawieszone (nie ma to jak moje beznadziejne szczęście, które zawsze idzie się zdrzemnąć akurat wtedy, kiedy ja go tak bardzo potrzebuję :D). Także po przeczytaniu prologu cieszę się, że znowu trafiłam na opowiadanie z gatunku tych potterowskich , a z radości skaczę tym bardziej, że z samym Harrym będzie miało niewiele wspólnego. Już wyjaśniam. Po prostu lubię, kiedy bohaterowie są „nowi”, a świat magiczny rodem z Harry’ego stanowi tylko tło. Okej, kończę pisanie nie na temat, zabieram się do części właściwej komentarza :D
    Co prawda to trochę niebezpieczne składać takie deklaracje już na samym początku, ale czuję, że polubię Celię. To taka urocza, dziecinna, niesamodzielna bałaganiara. Trochę mi się jej szkoda zrobiło, kiedy tak stanęła przed ojcem, a ten bezlitośnie oznajmił jej, jaką podjął decyzję; ale z drugiej strony, to najwyższy czas, żeby się dziewczyna wzięła w garść. Przeczuwam, że ta jej próba samodzielnego życia będzie wypełniona wieloma zabawnymi sytuacjami (nie mogę się doczekać). A, i jeszcze zazdroszczę jej faktu posiadania starszego brata :D
    Czytało się bardzo przyjemnie, masz świetny styl (również zazdroszczę). Całość jest płynna, opisy bogate, bez problemy wszystko sobie wizualizowałam. To chyba tyle, resztę zachwytów zachowam na kolejne rozdziały ;)
    Chaotycznie, koślawo i kulawo, ale komentarz wysmarowany :D
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, zupełnie się nie spodziewałam!
      O, ja rozumiem bardzo dobrze, jest kilka osób, w, hm, piórach których jestem w stanie znieść ważniejsze postaci, ale najczęściej na blogach takich osób jest jak na lekarstwo. A blogi o postaciach własnych albo tych po prostu dalszoplanowych, które nie plączą się z głównymi bohaterami, częściej są po prostu lepsze, nie wiem czego to jest kwestia, może tego, że takich opowiadań po prostu jest mniej...? A może tego, że do ich napisania potrzeba odrobinkę więcej wysiłku i inwencji twórczej? (Chyba właśnie w tym momencie sama sobie słodzę, aćfe!) Ale to by ładnie tłumaczyło to, że są porzucane, bo jak więcej wysiłku potrzeba, to i łatwiej się zniechęcić, niestety. A jest też kwestia tego, że jak już się ma jakąś samoświadomość pisarską, ergo — pisze się lepiej — to i trudniej potem zmierzyć się z oczekiwaniami i czytelniczymi i, przede wszystkim, swoimi i swoją wizją opowieści.
      Niebezpiecznie, to prawda, ale cieszę się i tak, bo choć Celia będzie ewoluować, to wydaje mi się, że jeżeli teraz jest do polubienia, to potem też będzie. Oj najwyższy, zdecydowanie, nie można, niestety, pasożytować wiecznie. Nie wiem, czy rzeczywiście będzie zabawnie, ale postaram się, żeby nie było nudno. I żeby było w miarę sensownie, o, tyle mogę obiecać. ^^
      O, też zazdroszczę, zawsze chciałam mieć starszego, opiekuńczego brata, prosiłam o niego zaciekle świętego Mikołaja, jak byłam mała!
      Bardzo dziękuję za miłe słowa, cieszę się szalenie, że moim pisaniem sprawiłam odrobinę radości!
      Dziękuję przeogromnie, że zatrzymałaś się, przeczytałaś i napisałaś komentarz, ogromnie to cenię!

      Pozdrawiam serdecznie!
      Naele

      Usuń
  6. Przyznam szczerze, że o ile HP ubóstwiam, to nie czytam raczej żadnych opowiadań bo mi się wydaje że sobie zepsuję pogląd. Ale. Trafiłam do Ciebie. Przypadkowo. I zaczęłam czytać. I mi się spodobało, więc mam nadzieję że przekonasz mnie w dalszych rozdziałach że dobrze zrobiłam, wchodząc tu :D

    Cecilii na pewno pójdzie to na dobre, w końcu ogarnie szacowne litery i weźmie się w garść :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie chyba nie będzie na co psuć poglądu, bo kanonicznych postaci za wiele u mnie nie będzie, myślę więc, że możesz być spokojna. ;)
      O też mam taką nadzieję! Będę się na pewno bardzo starać!

      Tak jest, najwyższa pora się ogarnąć! ^^

      Cieszę się bardzo, że tu trafiłaś i dziękuję ogromnie, że poświęciłaś chwilę, przeczytałaś i skomentowałaś!
      Pozdrawiam ciepło
      Naele

      Usuń
    2. Ależ w to nie wątpię w ogóle! Nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału, w takim razie! :D

      Każdy musi kiedyś dorosnąć :)

      Warto było!

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Rozdział pierwszy planuję wrzucić niedługo, bo naprawdę zaczynam się już martwić, że za dużo na jego temat rozmyślam. ;)
      Niestety, okropna rzecz, dorastanie nie podoba mi się ani trochę, nie cierpię być odpowiedzialna.
      Cieszę się, że tak sądzisz!

      Pozdrawiam serdecznie
      Naele

      Usuń
    4. Oj skąd ja to znam. Teraz aktualnie piszę trzecią wersję pierwszego rozdziału a nadal nie wiem, czego chcę :)
      To po pierwsze, a po drugie mnie wkurzają ludzie którzy mi mówią "nie wypada Ci", no na litość, mam dwadzieścia lat i już mi czegoś nie wypada robić? :) Dupa a nie :D

      :)

      Usuń
    5. A, widzisz, ja mam z kolei ten problem, że wiem, czego chcę, ale nie wiem, jak to pokazać czytelnikom. Znaczy to też wiem, ale nie wiem na ile łopatologii mogę sobie pozwolić. No i rozkoszuję się pisaniem rozdziałów miłych, bo już wkrótce przestanie być wesoło, z czego zdałam sobie sprawę wypluwając dziś z siebie miniaturkę o losach jednego z bohaterów. Bardzo mi się smutno zrobiło, że takie rzeczy będą się im działy przeze mnie...

      O, ja nie cierpię, jak mi się mówi, że coś muszę zrobić, albo o czymś muszę myśleć, brr!

      Usuń
    6. Oj, to też znam. Siedzi mi dana scena we łbie, i ja łopatologicznie próbuję ją spisać ale za każdym razem nie jest tak, jakby mi zależało! I kończy się na tym, że albo piszę i dalej jest beznadziejna ale jednak jest, albo siedzę dłużej i wymyślam coś nowego. No wiesz co, sprowadzać czarny los na swoich bohaterów, how could you! Jesteś normalnie jak ten koleś od "Gry o Tron", nie czytam, ale od znajomych wiem, że pobija rekordy w zabijanu swoich bohaterów, mam nadzieję, że chociaż Ty śmierci swoim oszczędzisz :D

      No właśnie!! Każdy żyje według własnego uznania i robi to, co chce a nie :P jeszcze o ile jest to szef/profesor, okej rozumiem swoje miejsce w szeregu, ale nie jak ktoś bliski chce mną sobie jak pionkiem!

      Usuń
    7. Kieeedy uraczysz nas pierwszym rozdzialikiem ? :3

      Usuń
  7. Wpadłam tu przypadkiem, ale zaintrygowana opisem opowiadania, postanowiłam przeczytać prolog.
    Bardzo lubię opowiadania o OC, szczególnie, jeśli są dobrze skonstruowani. A jeśli opowiadanie dodatkowo dotyczy dorosłych czarodziejów, to już w ogóle jestem zachwycona - ostatnio troszkę przejadły mi się opowiadania obyczajowo-hogwarckie, lubię coś oryginalniejszego, co nieco wykracza poza zwykłe schematy opowiadań o psotach Huncwotów i tym podobnych, których jest mnóstwo.
    Twoja bohaterka wydaje mi się na ten moment całkiem ciekawa, może wyjść z niej naprawdę interesująca postać, ale to dopiero prolog, więc trudniej mi się konkretniej wypowiedzieć, bo nie wiem, co będzie później.
    Ale 1994 rok to bardzo oryginalny czas akcji, szczerze, to nigdy się z takim nie spotkałam, wszyscy raczej osadzają akcję w czasach Huncwotów, w latach 1995-97, czasami powojenne lub młode pokolenie. Ale '94? Tego jeszcze nie czytałam. Ale lubię oryginalność, można to ciekawie pociągnąć z tymi mistrzostwami czy rychłym odradzaniem się Voldemorta. No i jestem ciekawa, jaki będzie mieć stosunek do tego wszystkiego twoja bohaterka, która, jak zgaduję, na dokładkę pochodzi z czystokrwistej rodziny.
    Co do szablonu, mi się podoba. Jest prosty, zawiera tylko absolutnie niezbędne minimum. Dla mnie wystarczająco.
    ps. Będzie mi bardzo, bardzo miło, jeśli zajrzysz do mnie na http://grant-w-hogwarcie.blogspot.com/ . Każda opinia jest dla mnie niezwykle cenna ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się będę starała w interesujący sposób pokazać jej przemianę, mam nadzieję, że jakoś mi to wyjdzie.
      Będę trochę skakać czasowo, znaczy opowiadanie planuję raczej niezbyt długie, a chcę pokazać kawałek czasu, więc w tym 1994 może nie będziemy bardzo długo, ale spokojnie z połowa fabuły się w nim będzie działa. No mi ten czas bardzo pasuje, nie wybrałam go przypadkowo, rzeczy będą się działy. ;) A ten jej stosunek to właśnie oś opowieści.
      Cieszę się bardzo.
      Bardzo dziękuję, że poświęciłaś chwilę, żeby przeczytać mój tekst i zostawić komentarz.

      Co do Twojego bloga - naprawdę nie wiem ile czasu zajęłoby mi teraz przeczytanie dwudziestu ośmiu rozdziałów o długości mniej więcej czternastu stron (tyle widzę, że ma ostatni), bo to daje, bagatela!, prawie czterysta stron, a mnie gonią egzaminy. Ale może pewnego dnia uda mi się z tym uporać i powiedzieć coś konstruktywnego.

      Pozdrawiam ciepło
      Naele

      Usuń
    2. Pisanie o OC na pewno jest pewnym wyzwaniem (zwłaszcza, że większość autorów nie przepada za OC), ale może wyjść coś naprawdę fajnego ^^.
      Mi też pasuje taki czas akcji, no i ciekawi mnie, jak pokażesz życie dorosłych czarodziejów, bo o Hogwarcie było już tyyyle opowiadań... Więc czuję niedosyt czegoś innego. Chętnie będę śledzić historię dalej.

      No, Inny świat niestety jest długi, bo już nieco ponad połowa historii wisi na blogu. Cholernie trudno się szuka czytelników na takie tasiemce, bo większość autorów ta długość przeraża. To już nie te cudowne czasy, kiedy miałam dopiero parę odcinków :(.
      Egzaminy? Masz wrzesień? xD
      Niemniej jednak, jeśli kiedyś znajdziesz chwilkę, zapraszam ^^. Też piszę o OC, ale o roku 1999, bo też jest taki niewykorzystany. I tak niedługo planuję drobne korekty z moją aktualną betą.

      Usuń
    3. Trochę wyzwaniem tak, bo trzeba dopasować charakter do realiów, ale za to ile to wolności daje! To w zasadzie prostsze niż pisanie o postaciach kanonicznych. :p
      Bardzo się cieszę, mam nadzieję, że sprostam Twoim oczekiwaniom.

      No nie da się ukryć. I o ile dwadzieścia osiem rozdziałów nie brzmiało jeszcze źle, to kiedy sprawdziłam, ile stron ma taki jeden rozdział i dokonałam ultra szybkich obliczeń za pomocą kalkulatora, to trochę wymiękłam.
      Nu niestety. Ale wmawiam sobie, że od przyszłego roku naprawdę będę się już na te głupie egzaminy uczyć! (Który to już raz? :p)
      Jak znajdę chwilkę, to chętnie, ale uprzedzam lojalnie, że ta chwilka to może być za kawałek czasu. A korekty to zawsze fajna sprawa. ;)

      Usuń
    4. No tak ;). Ale tworzenie OC jest fajne. Sama wolę robić OC niż pisać o postaciach kanonicznych, bo w cudze postacie nie umiem się tak dobrze wczuwać. Dlatego u mnie jest ich mało.
      Też mam taką nadzieję ^^.

      No są długie. Ten ostatni to taki średniaczek, bo zdarzają się dłuższe. Mi się dobrze pisze takie długie, bo wolę 50 takich niż 100 króciutkich, które by za bardzo rozwlekły akcję (i sprawiłyby, że utknęłabym z opowiadaniem na kilka lat).
      A na którym jesteś roku? Ja właśnie skończyłam pierwszy, i udało mi się nie mieć ani jednej poprawki (ani na pierwszym semestrze, ani na drugiej).
      No okej ^^. Ja mam fioła na punkcie korekt, a na początku opka miałam kiepskie bety, teraz wreszcie mam dobrą, no to popracujemy na tekście. Chcę, żeby był jak najlepszy. Wkładam w to opowiadanie naprawdę mnóstwo czasu.

      Usuń
    5. O pewnie, że jest fajne! Ja mam niestety tak, że zatrzymuję się nad najmniejszymi postaciami, które się u mnie pojawiają i wymyślam im wszystko, co potrafi mnie skutecznie odciągnąć od głównego celu opowiadania. Dlatego też zawsze ograniczam ilość bohaterów w swoich opowiadaniach. ;)

      Oj, to prawda, szatkowanie nie jest fajną sprawą i szkodzi przede wszystkim samemu opowiadaniu. Ja to w ogóle wolę dwadzieścia rozdziałów, bo mam też tendencję do rozwlekania i pisania o niczym, więc staram się dyscyplinować i planować wszystko twardo, ale w praktyce wychodzi różnie...
      Teraz zacznę trzeci i na szczęście wchodzi już moja specjalizacja, więc nie będę musiała się zatrzymywać na dużej ilości głupot. A z małą ilością głupot chyba dam radę. ;)
      To się zdecydowanie chwali! Ja chyba nigdy nie byłam w stanie skupić się na dłużej na dłuższych tekstach, bo to masę energii pochłania. Zawsze sobie obiecuję, że kiedyś wrócę do dawnych projektów, ale to kiedyś jakoś nie może nadejść... Także podziwiam tym bardziej!

      Usuń
    6. Ja znowu mam problem, że postacie poboczne zaniedbuję; rozwijam tylko te, które mi się potrzebne do fabuły, reszta ma charakter statystów, o których niewiele wiadomo (zresztą jak w HP, gdzie większość postaci była ot tak, tylko część odgrywała większą rolę). I wgl na początku pisałam bez pomyślunku, więc potem się okazało, że dla niektórych postaci nie znalazłam roli w fabule... :(.

      Noo, dlatego wolałam tego uniknąć, bo w przypadku tej historii publikowanie dużej ilości krótszych odcinków zubożyłoby i spowolniło akcję, zwłaszcza, że często mam tendencję do obszernych opisów, i stosuję zmienne perspektywy w narracji. No i ogólnie "Inny świat" jest historią długą, ostatecznie może osiągnąć 250-300 tysięcy wyrazów. Choć i tak niektóre wątki potraktowałam po macoszemu, bo gdybym chciała dokładnie wchodzić w hogwarckie życie, czy dokładnie opisywać każdy wątek, czy np. amerykański świat magii od podszewki, to by mi wyszło dwa razy tyle tekstu.
      O, zazdroszczę, ja dopiero drugi, najgorszy :/. Pewnie na nim i ja będę mieć poprawki. Pierwszy był lajtowy, ale też bym wolała już trzeci, bo specjalki.
      No, zauważyłam, że bardzo dużo pochłania, więc to chyba już mój ostatni tasiemiec, nie dam rady kolejnego tak wielkiego tekstu, może jakieś miniaturki, ale IŚ pochłania cholernie dużo czasu, bo trzeba myśleć, cudować, ciągle coś poprawiać, bo przy dalszych odcinkach często się zmienia koncept i trzeba coś poprawić w starych... Wgl kiedyś wywaliłam aż 12 napisanych na zapas rozdziałów, bo nagle mi się zmienił koncept wątku głównego. I niedawno napisałam bonus, taką miniaturkę powiązaną z IŚ (ale ta miniaturka ma ponad 50 stron xD). Jeszcze jej nie opublikowałam. No ale skoro IŚ to prawdopodobnie moja ostatnia taka długa historia, chcę ją napisać i dopracować jak najlepiej ^^. Zdecydowanie nie widzę siebie jako autorki opowiadań autorskich, trzymam się tylko ff HP, ale w tym wykorzystałam chyba wszystkie ulubione motywy fanfickowe, więc czuję się totalnie wyzuta z nowych pomysłów.

      Usuń
    7. Oj, to prawda, a ile roboty to pozostawiło pisarzom fanficiton! ^^
      Pisanie bez planu nigdy, niestety, nie jest dobrą rzeczą, przekonałam się o tym na własnej skórze wiele razy, kiedy sama gubiłam się w tym, co tak naprawdę chcę przekazać i dlaczego, i czego do tego potrzebuję w ogóle.

      Decyzje o cięciu fajnych rzeczy w tekście, bo do fabuły niczego nie wnoszą, zawsze są ciężkie. Ja tam wyładowuję nie na miniaturkach albo po prostu urywkach, których do tekstu włączyć nie włączę, ale przynajmniej mam satysfakcję, że napisałam o tym, o czym chciałam. ^^
      U mnie pierwszy był ciężki i odsiewowy, bo bardzo licznie nas przyjęli, za to drugi to taki lajcik i się w związku z tym rozleniwiłam. Okropna tendencja, walczę z nią, ale stawia czynny opór.
      A może po prostu krótsze opowiadania wieloczęściowe? Chociaż miniaturki zdecydowanie są super, ale jednak pewna ciągłość bohaterów to też strasznie fajna sprawa.
      No to ładnie, warto jednak pisać z zamysłem, co? ^^
      Nie dziwię się, naprawdę, skoro już podjęłaś taką decyzję.
      A czemu opowiadania autorskie nie? Znaczy ja wiem, że ff łatwiej, bo cały bardzo ciekawy świat jest już gotowy i nawet romansidła wypadają w nim bardziej interesująco, ale jednak własne opowiadanie to pełna swoboda, hulaj dusza, piekła nie ma!

      Usuń
    8. No nie jest. Ale ja byłam dość początkująca, zaczęłam pisać IŚ, mając zaledwie roczne doświadczenie w pisaniu i zaledwie jedno ukończone opko na koncie (i to znacznie krótsze). No i dopiero później podłapałam dobre bety, które mnie uświadomiły, jak powinno wyglądać dobrze prowadzone opowiadanie.
      Też nie lubię takich cięć, ale czasami trzeba, żeby nie odwlekać wątku głównego zbyt dużą ilością obyczajowego pitolenia, które może zawierać ciekawe smaczki, ale nie wnosi nic do fabuły i zapycha miejsce.
      U nas pierwszy był (dla mnie) lekki, bo wszystkie egzaminy zdałam w pierwszych podejściach, ale podobno drugi ma być dużo gorszy, bo są nudniejsze przedmioty (akurat dotyczące takich zagadnień, co mnie zupełnie nie interesują) i podobno ogólnie jest ciężej. Dlatego się boję.
      Możliwe, że stworzę jakieś łatki do IŚ. Korci mnie coś krótkiego osadzonego w magicznej Ameryce, ale w nieco innym czasie niż IŚ.
      Nieee, autorskie nigdy. Tam właśnie nie czuję takiej swobody jak w ff, bo trzeba robić research, czego nienawidzę. No i ja lubię w zasadzie tylko literaturę sensacyjną (nie znoszę fantasy, unikam też obyczajówek), a dla mnie pisanie sensacji byłoby zbyt trudne, tym bardziej, że moja fragmentaryczna wiedza o Ameryce może wystarczać na ff, ale nie wystarczy na opowiadanie dziejące się w prawdziwym świecie (a akcja w Polsce odpada). Nie czułabym absolutnie żadnej swobody, czułabym się jak rzucona na bardzo głęboką wodę. Bo w ff mam jakąś podporę, bo nawet jeśli piszę o OC, to mam jakiś świat, i mogę w nim wymyślać swoje wydarzenia, fabułę i bohaterów, nie muszę się przejmować researchem czy tworzeniem wszystkiego od podstaw. Raz próbowałam autorskie, ale darowałam sobie po jednym rozdziale. Kompletnie nie umiałam się odnaleźć, zostałam przy ff, od nich zaczęłam i na nich skończę przygodę z pisaniem :). Dlatego nie rozumiem tej presji, że powinnam stworzyć coś swojego. Dobrze mi z ff ^^.

      Usuń
    9. Jedno ukończone opko to jest wbrew pozorom naprawdę wiele. ^^ A dobra beta to skarb. Albo po prostu osoba, która ma możliwości i chęci, żeby o tekście coś sensownego powiedzieć. Nic tak nie pomaga, jak trzeźwa opinia z zewnątrz.
      Oj, nie ma nic gorszego niż nudne przedmioty. Bo z każdym najtrudniejszym można sobie w końcu poradzić, to w końcu tylko kwestia poświęcenia odpowiedniej liczby godzin i może dobrego tłumaczenia, a do nudnych to się nawet zaglądać nie chce, nie mówiąc nawet o chodzeniu na zajęcia czy wykłady.
      Łatki, yay!
      A, rozumiem. No rzeczywiście, nawet nie pomyślałam, że swoboda nie tylko plusy ma, ale też i minusy. Zawsze można pisać fantasy i wszystko wykreować od zera, ale to tyyyyle roboty i tak łatwo popaść w schemat i fantastowy kicz... Ale jak Ci dobrze w fefach, to bardzo dobrze, fefy są super i nigdy nie jest się na nie za starym. Można nawet fefa odpowiednio przerobić i wydać i też będzie pięknie (jak to zrobiła choćby Toroj).

      Usuń
  8. Na razie trudno jest mi coś powiedzieć, bo to dopiero wstęp i nie mam pojęcia co się będzie tu tak naprawdę działo, ale spróbuję.
    Podoba mi się, że świetnei czujesz i potrafisz odtworzyć klimat świata Harrego. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś do tego uniwersum wrócę, nie mówiąc o entuzjazmie, a tu kilka twoich akapitów momentalnie wciągnęło mnie na powrót.
    Postać Cecyli jak na razie mi nie przypadła do gustu, taka ciapkowata córeczka tatusia. Mam nadzieje, że prędzej czy później trochę się rozwinie i nie będzie się tak zachowywać cały czas, bo to nie wiem czy bym zdzierżył.
    A i otoczka, czyli layout jest cudowny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, bardzo się cieszę.
      Taka ona na razie jest, nie ma co zaprzeczać. Planuję ją ewoluować, to prawda, ale zobaczymy jak to wyjdzie.
      Dziękuję!
      I za komentarz dziękuję bardzo też!

      Pozdrawiam ciepło
      Naele

      Usuń
  9. Cecilia jest genialna. Leniwa bałaganiara, ha, skąd ja to znam. Przyznam, że początkowo nie przeczytałam informacji (nie żebym poszła na skróty, ale ja tego kuźwa nawet nie zauważyłam), dlatego niektóre rzeczy /aportowanie, różdżki i szaty/ sprawiły, że na krótką chwilę wpadłam w lekką konsternację, ale jest ok. Unikam tego typu opowiadań, ale umówmy się, Twoje jest inne, a wszystko co dziwne i nieszablonowe kupuje moją uwagę w 100%. Motyw odcięcia rozpieszczonej córki od pieniędzy jest zawsze w cenie. Celia może nie jest tyle rozpieszczona (no dobra, jest), ale ewidentnie poddała się życiowo. Jak ja ją rozumiem! Sama też bym tak chciała. No, może bez tego momentu, w którym ojciec rzuca ją na głęboką wodę dorosłości bez żadnego ostrzeżenia. Tak ogólnie to nie wiem, postać Johna jeszcze się pojawi? Bo to speszenie, no nie wiem, być może dopatruję się czegoś tam gdzie tego nie ma, ale... przyjaciel brata, każdy to zna :D Dobra, czekam na więcej i lepiej skończę mój wywód zanim zyska jeszcze na bezsensowności. Ale jest dobrze, serio, keep going, dude. Dobra, kończę też dlatego, że idę na mecz, wybacz. Tak czy inaczej jakoś trudno mi napisać coś konkretnego na ten moment, może jestem zbyt rozkojarzona, a może to dlatego, że muszę wchłonąć więcej Twojej twórczości. You go, girl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to bardzo się cieszę.
      Oj, ja też, sama bronię się z całych siły przed robieniem czegokolwiek i najchętniej po prostu wypięłabym się na wszystko i siedziała tylko na tyłku. Marzenia...
      Tak, pojawi się, wszystkie postaci z prologu jeszcze się pojawią.
      Cieszę się ogromnie, dziękuję Ci bardzo za komentarz!

      Pozdrawiam ciepło
      Naele

      Usuń
    2. Będziesz kontynuować opowiadanie?

      Usuń